Remix, browar, wóda, gin...
Bywa tak, że nawet ja zmieniam otoczenie, żeby przynieść do domu brud innego miasta na śnieżnobiałych podeszwach Conversów. Poczuć jego smak, zapach, poczuć jakim rytmem bije jego serce, czy jest złamane, czy operacja się udała ale pacjent nie przeżył albo przeżył ale jąka się po dziś dzień, zmuszony jest poddać się wieloletniej psychoterapii traum, gdyż na sam widok, amerykańskich restauracji, targają nim konwulsyjne wyrzuty sumienia. Kiedyś (do tygodnia wstecz) żyłam w przekonaniu, że wciągane po kiblach kreski to, tylko wymysł wielkiego przemysłu zwanego kinematografią- bądź uleczymy Twoje życie w 90 minut, bez reklam, że to efektowny ruchomy obraz (zakąszany nachosami z podwójnym sosem o smaku serowym, które wpierdalasz bezopamiętania bo nie umiesz sobie odmówić niczego nawet Zdrowaś Mario, choć matka i babka lały Cię po łbie, żeby wstydu nie było we wsi, że IXIŃski nie zna paciorka), jakiegoś kreatora i twórcy, dzięki któremu, my, maluczcy poznamy prawdę objawioną. Przekrocz