Posty

Remix, browar, wóda, gin...

Obraz
Bywa tak, że nawet ja zmieniam otoczenie, żeby przynieść do domu brud innego miasta na śnieżnobiałych podeszwach Conversów. Poczuć jego smak, zapach, poczuć jakim rytmem bije jego serce, czy jest złamane, czy operacja się udała ale pacjent nie przeżył albo przeżył ale jąka się po dziś dzień, zmuszony jest poddać się wieloletniej psychoterapii traum, gdyż na sam widok, amerykańskich restauracji, targają nim konwulsyjne wyrzuty sumienia. Kiedyś (do tygodnia wstecz) żyłam w przekonaniu, że wciągane po kiblach kreski to, tylko wymysł wielkiego przemysłu zwanego kinematografią- bądź uleczymy Twoje życie w 90 minut, bez reklam, że to efektowny ruchomy obraz (zakąszany nachosami z podwójnym sosem o smaku serowym, które wpierdalasz bezopamiętania bo nie umiesz sobie odmówić niczego nawet Zdrowaś Mario, choć matka i babka lały Cię po łbie, żeby wstydu nie było we wsi, że IXIŃski nie zna paciorka),  jakiegoś kreatora i twórcy, dzięki któremu, my, maluczcy poznamy prawdę objawioną. Przekrocz

„Myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem...”

Obraz
No to tak minęły wiosny, lata i jesienie a życie daje po dupie jak woźnica po grzbiecie konia na krakowskim markets quare. Fajnie się bywało ale było naprawdę wszędzie, nigdzie a właściwie to w dupie i gówno widziało. Czas zapierdala nieopamiętale i wkurwia mnie, że wyznacznikiem jego upływu jest poziom rozwoju behawioranego dzieci moich koleżanek, kiedy ich samorozwój sam się zajechał i zaparkował w garażu jak "seico" wujka Józka i jakoś tak zimą z trudem odpala. Moje odwieczne bycie "rozwojowcem" też jakoś ostatnio zmieniło tempo, wpadło na bagno i wygląda jak przez okno. Relacje z ludźmi to nieoceniona skarbnica doświadczania. Mam  chłopa, który  jest strasznym skurwysynem (jego matka jest spoko, nie trudni  się najstarsza profesją na świecie, tylko bra k  mi innego słowa w naszym pięknym języku, który opisywałby pewne wady tego człowieka) Potrafi zjebać człowiekowi, każdy poranek, który z definicji jest  już  chujowy,  bo budzik zadzwonił w okolicach 6;30. 

Wielki świat, kuchenny blat

Obraz
Czerwone ciężarówki kokakoli, dawno zniknęły za horyzontem.  Jezus się narodził, śniegu nie ma, pizga złem a ja dalej za chuja, nie wiem co, w stajence robią podhalańscy pastuszkowie. Choinki zdobią śmietniki, a moje ciało zdobi wał, bo w grudniowym szaleństwie posunęłam się o jeden serniczek za daleko, jeżeli zaś chodzi o relacje z mężczyznami to posunął mnie tylko czas, przypominając w Sylwestra o kolejnym nadchodzącym roku pełnym gównianych reklam, zjebanych relacji z mama i długich samotnych prób masturbowania się pod prysznicem. Ostatnie święta bardzo mnie ubogaciły; szafa powiększyła się o dwie sukienki o kroju "nigdycięniezałożę", skarpety frotte-par dwie, uwag na temat cycuszków od stryjecznego wujka, szwagra od strony mamy oraz sznur zaciskający się wokół szyi, upleciony z pełnych litości spojrzeń i wizji staropanieństwa. I nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że totalnie mnie to jebie. Rodzina jest spoko, dzieci są spoko, ochy i achy nad pierwsz

Na linii ognia

Obraz
    Starość wybitnie nie udała się Panu Bogu a „we all read dead people” jak głosi napis na Głównej Księgarni Naukowej na Podwalu. W końcu jesteśmy tu na chwile, nic nie jest wieczne a frytki z maka są z ziemniaków- bla, bla, bla jeden, wielki wypierdzony z dupy bełkot, dla usprawiedliwienia zapierdalającego czasu i pocieszenia się trochę, że to ostatnia porcja tych skurwiałek pod złotymi łukami a od jutra obietnica ciśnięcia Chodakowskiej do końca swojego żywota.  Marzeniem moim jest starzeć się z kimś równo, wiadomo najlepiej z jakimś mężczyzną w moim wypadku. Typem, który za 30 lat weźmie w dłonie moją skiereszowaną zmarszczkami twarz i powie, że nadal zajebista ze mnie dupa. Gościem dla którego będę goliła cipkę mimo upływających dni a on nie utraci poczucia humoru nawet jeżeli już mu nic nie drygnie, to niech mnie chociaż bawi. Chciałabym zwolnienia tempa, spokojnego zasiadania do porannej kawusi i lodzika. Do dojrzałej, nieskrepowanej namiętności zbudowanej na lata

Płynąc z prądem

Często wychodziłam z domu, na fali konfliktu.                                                        Konfliktu raczej na poziomie światopoglądowym, ideowym, dotykającym wyższych wartości : - „Nigdzie, dziś nie pójdziesz!” -„Ty za chuja, mnie nie rozumiesz bo, on mnie kocha!!!” - odbijało się gdzieś na ścianie w kuchni u sąsiadów na drugim piętrze.       Moi rodzice wykazywali dużą tolerancję ” odzieżowo-lifestajlową” . Akceptowali chłopaków z Kielc, dredy, glany, bujanie w obłokach, agrafki w uszach, chłopaków ateistów, tenisówki w zimie i wełniane skarpety latem, kolczyki do pasa,  spódnice na spodnie kupione w Ravelu na Floriańskiej i Wranglery z Siennej na które, odkładałam kieszonkowe. Kieszenie nadal mam puste, dziurawe i zawsze gubię drobne, bo grubymi raczej nie dysponuję. Grubo to zawsze się zakochiwałam, cały Kraków i okoliczne wsie wiedziały, że Paulinka ma nowego gacha. Do tego stopnia, że wręcz się z nim stapiałam, stawałam klonem i nie można tego nazwać jednomy

Did You smile today?

Obraz
                  Moje dzieciństwo upływało pod znakiem, szczęścia i radości, obgryzania ze strachu paznokci przed przyznaniem się do trójki z matematyki w podstawówce. Byłam dzieckiem reformy- zaliczyłam 6 lat podstawówki, 3 gimnazjum i tyle samo liceum. Uświadomiłam sobie niedawno, że to właśnie te lata miały największy wpływ na moje poczucie własnej wartości, z którym żyję do teraz. Przypominam sobie, że mózg był wtedy jak gąbka. Przesył informacji w głowie istny światłowód.  Byłam dzieckiem urodzonym za komuny, ale dorastającym w wolnej Polsce.     Pamiętam jak pierwszy raz zakochałam się. On był polskich chłopcem, który przyjechał z Włoch. Kurdupel, blondas z krzywymi jedynkami. Pamiętam odrzucenie, generalnie jest to uczucie, które często towarzyszyło mi w życiu. Bardzo dotkliwie znosiłam, kiedy jakiś chłopak „ mnie nie chciał” tak sobie to tłumaczyłam, wtedy.  Jak to w ogóle kurwa brzmi? Nie chciał mnie? Myślę, że to odrzucenie to Wszystko wina Beaty- mojej wersji 2.0 czyl

"a dziewczynkę z wosku, wszystko po krakowsku..."

     Każde miasto ma kominy, które zdobią krajobraz naszego  kraju.  Jak nauczała Pani Wyrwa na geografii Polska to kraj nizinny, ale różnorodny. Wychodzę na balkon, biorę sztacha krakowskiego powietrza, wrażenia jak po zapaleniu Malborasa setki. Osad w gardle, szum i widok samochodowych nitek; ludzi pędzącym za hajsem albo raczej za przetrwaniem w bardziej ekskluzywnych warunkach niż „od pierwszego do pierwszego”. W Krakowie mamy kominy Huty, kominy elektrociepłowni  i kościół Mariacki.  Mamy jesienią i zimą smog, który wszystkich wkurwia a matki zamykają się z dziećmi w domach i robią testy powietrza zakładając wacik na odkurzacz (sic!)  a ja najchętniej zapadłabym w głęboki sen zimowy. Zawsze w tym okresie mam przed oczami lata 90-te, kiedy wszyscy mieli w dupie smog. Ojciec, (ba cały kraj) palił w kaflowym piecu węglem, drewnem i czym popadło a i dodajmy, że nie byliśmy, jaką ostateczną „patolą”- mieszkaliśmy w Centrum miasta, w zabytkowej kamienicy; brat starszy ch