Remix, browar, wóda, gin...

Bywa tak, że nawet ja zmieniam otoczenie, żeby przynieść do domu brud innego miasta na śnieżnobiałych podeszwach Conversów. Poczuć jego smak, zapach, poczuć jakim rytmem bije jego serce, czy jest złamane, czy operacja się udała ale pacjent nie przeżył albo przeżył ale jąka się po dziś dzień, zmuszony jest poddać się wieloletniej psychoterapii traum, gdyż na sam widok, amerykańskich restauracji, targają nim konwulsyjne wyrzuty sumienia.

Kiedyś (do tygodnia wstecz) żyłam w przekonaniu, że wciągane po kiblach kreski to, tylko wymysł wielkiego przemysłu zwanego kinematografią- bądź uleczymy Twoje życie w 90 minut, bez reklam, że to efektowny ruchomy obraz (zakąszany nachosami z podwójnym sosem o smaku serowym, które wpierdalasz bezopamiętania bo nie umiesz sobie odmówić niczego nawet Zdrowaś Mario, choć matka i babka lały Cię po łbie, żeby wstydu nie było we wsi, że IXIŃski nie zna paciorka),  jakiegoś kreatora i twórcy, dzięki któremu, my, maluczcy poznamy prawdę objawioną.
Przekroczymy przedsionek "real world" w którym, pełno romantycznych "bedboji": inteligentnych, niedostępnych, aroganckich w wyświechtanych skórach i uzależnionych od desek w kiblu i kresek, bo w końcu łobuz kocha najbardziej. Żyłam, też pewna faktu, że amerykańskie Dżesiki i Samanty to tylko fikcja, dopóki nie poznałam własnego poletka na którym, orze Grażyna z Agnieszką i już nie chcą pić, bo od nowego roku będą ambitnie i przerzucą się z jabola na kwasy, żeby zdać sesję w pierwszym terminie, że będą postępowe, jak rak płuc u nałogowego palacza.

Napis THE END, kurtyna a Ty ściągasz okulary 3D i jedziesz Uberem do ciepłego, domu gdzie na drzwiach wita Cię napis komfort. Gorzej, że prawdy nie ma, objawiciela też nie, za to kac jest bolesny bez względu na szerokość geograficzną, a utraconą godność wyrzyganą w bramie ciężko zlokalizować na mapach googla.
Ciekawość leżąca u naszych ludzkich podstaw i  konieczności zakosztowania wszystkiego w życiu przerasta powoli nasze oczekiwania i kubki smakowe, bo smaków jest tak dużo a język tylko jeden i to mocno ograniczony.
Z biegiem lat dostrzegam, że mamy jako ludzie naturę idealną do wyniszczania się:
diety bądź obżarstwo, depilacja laserowa, toksyczne relacje, pigułki, proszki, kreski, jedzenie modyfikowane genetycznie, remix browar wóda, gin, nikotyna, globalne ocieplenie, niehigieniczne zachowania seksualne, kościół, ryzyko, hazard, stres a w końcu, to tylko pierwsze 15 sekund moich strudzonych alkoholem poprzedniej nocy, myśli, jakie znalazło się na liście powyżej.
Jesteśmy szalonym gatunkiem ryzykantów, wierzących, że unosząc się na fali młodości nigdy nie damy się jej zakryć po sam czubek głowy. Tylko, kurwa ile trwa ta młodość, no ja się pytam ile jeszcze?  "O ileż mąk ileż cierpienia!", "Kiedy powiem sobie dość?" Ileż zobowiązań, biznesów, radości i smutków będziemy, tymi zabawami dla dorosłych celebrować?

Są takie miasta, gdzie będąc na fali ciężko dotrzeć do brzegu, nawet jak masz wytatuowaną fregatę na karku, bo mili Państwo na karku to jednak trzeba mieć łeb.
Inaczej popłyniesz, zakrztusisz wodą i spotkamy się na samym dnie i to nie 50 mililitrowego kieliszka od wódki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wielki świat, kuchenny blat

Płynąc z prądem

Did You smile today?